WHITE FLOWERS – BŁOTO Z MORZA MARTWEGO I CZARNE MYDŁO Z MAROKA – RECENZJA

WHITE FLOWERS – BŁOTO Z MORZA MARTWEGO I CZARNE MYDŁO Z MAROKA – RECENZJA

White Flowers to polska marka kosmetyków naturalnych, która korzysta z dobrodziejstw morza martwego. Ich produkty są dostępne w drogeriach Rossmann w przystępnych cenach, dodatkowo często są w promocji.

W dzisiejszym poście skupię się na Błocie z Morza Martwego oraz Czarnym Mydle z Maroka, w kolejnym będę recenzować dwa produkty do mycia ciała.

Błoto z Morza Martwego – maska do ciała, do każego rodzaju cery

Skład: Maris Limus ( 100 % błoto z Morza Martwego)

Cena: ok. 20 zł/500g

Opis producenta: Błoto można stosować w formie maseczek i okładów na całe ciało. Jest nadzwyczaj skuteczne w walce z problemem przetłuszczającej się skóry, niezastąpione w pielęgnacji cery tłustej i mieszanej oraz nieocenione w zwalczaniu trądziku i wykwitów skórnych wywołanych łojem zatykającym pory skóry.
W formie maseczek na twarz błoto stosuje się zwykle 1 x w tygodniu na ok. 15 minut. Błoto powinno się zmyć ciepłą wodą przed jego całkowitym zaschnięciem (w czasie „podsychania”). Przed nałożeniem maseczki lub okładu błotnego na ciało na czas podany wyżej zaleca się przeprowadzenie próby skórnej (błoto z Morza Martwego ma bardzo silne działanie). Zaczerwienienie skóry i lekkie pieczenie jest naturalną reakcją skóry. Niepokojące jest bardzo silne zaczerwienienie i pieczenie skóry. W takim przypadku należy zrezygnować z maseczki lub okładu. Pamiętać należy, ze błoto ma wyjątkowo dobroczynne, ale silne działanie, dlatego przy jego stosowaniu zalecamy ostrożność w przypadku nakładania na twarz ( okolice oczu ) . zalecamy też, jak w przypadku błota suchego wykonanie próby – nałożenie błota na niewielka powierzchnię skóry i obserwację działania.

Pierwsze wrażenie: Błoto znajdziemy w białym plastikowym słoiku z czarną zakrętką. Jest dodatkowo zabezpieczone „sreberkiem”.

Ma zapach po prostu…błota 😉 Zazwyczaj wymaga wymieszania przed użyciem, ponieważ na górze zbiera się woda, a na dnie bardzo gęsta maska. Ma kruczoczarny kolor i dość gęstą konsystencję.

Działanie: Każdorazowo nakładałam maseczkę na oczyszczoną (po peelingu) i zwilżoną skórę twarzy. Co kilka minut zwilżałam okład hydrolatem, aby nie dopuścić do zaschnięcia na skórze. Zmywałam je zwykle po ok. 15 – 20 minutach.

Bardzo szybko po nałożeniu czuć pieczenie i mrowienie. Pamiętajcie jednak, że moja cera jest bardzo wrażliwa i reaktywna, możliwe, że w Waszym przypadku odczucia będą inne. Dyskomfort trwa jednak tylko na początku i z czasem słabnie. Stosunkowo trudno je zmyć z twarzy, jak większość peloidów, dobrze jest mieć pod ręką gąbeczkę konjac lub ściereczkę.

Każdorazowo, po użyciu maseczki moja skóra była zaczerwieniona i podrażniona. Zawsze po użyciu mocno oczyszczającej maseczki używam drugiej, łagodząco-nawilżającej. Po zmyciu tej drugiej, nie było już śladu zaczerwienienia. Błoto bardzo dogłębnie oczyszcza cerę, przyspiesza gojenie niedoskonałości oraz ogranicza wydzielanie sebum.

Opakowanie błota jest bardzo duże, podzieliłam się nim z przyjaciółką, a i tak wystarczyło na wiele miesięcy. Gorąco polecam!

Czarne mydło – Savon Noir

Skład: Aqua, Potassium Olivate, Maris Sal ( sól z Morza Martwego ), Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Olea Europaea  (Olive) Oil, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Parfum, Benzyl Alcohol.

Niestety już na etapie składu pojawia się pierwszy zgrzyt. Tradycyjne, marokańskie czarne mydło składa się ze zmydlonej oliwy z oliwek i to powinien być jedyny detergent w nim występujący. Nie wiedzieć czemu, producent zdecydował się dodać tutaj również dwie substancje powierzchniowo czynne – Cocamidopropyl Betaine oraz Coco-Glucoside. Dodatkowo znajdziemy tutaj sól z morza martwego, glicerynę, kompozycję zapachową i konserwant. Ach, a mogło być tak pięknie jak w przypadku błotka…

Cena: ok. 15 zł

Opis producenta: Tradycyjne czarne mydło z Maroka. Produkowane ręcznie ze zmiażdżonych oliwek o uniwersalnym zastosowaniu – do codziennego mycia twarzy i całego ciała oraz jako peeling enzymatyczny. Wyjątkowość naszej receptury  polega na dodaniu soli z Morza Martwego i oleju z oliwek. 

Znane z rytuału Hammam dogłębnie oczyszcza, wygładza i nawilża skórę, przygotowując ją do wchłaniania składników odżywczych zawartych , m.in. witaminy E zawartej w oliwkach oraz cennych minerałów Morza Martwego.

Można stosować do każdego rodzaju cery, również wrażliwej i problematycznej, w tych przypadkach jednak polecamy wcześniej sprawdzić działanie mydła na ,mniejszym fragmencie skóry.

Pierwsze wrażenie: Mydło ukryte jest w przezroczystym słoiku z dość grubego plastiku z ogranicznikiem wielokrotnego użytku.

Pachnie jak typowe czarne mydło, czyli po prostu oliwkowo. Osobiście bardzo lubię ten zapach, ale wiem, że jestem w mniejszości 😉 Ma ono konsystencję gęstej, klejącej pasty. Savon noir, których używałam dotychczas miały zgniłozielony, oliwkowy kolor. Tym razem mamy do czynienia z bardziej brązowym, bursztynowym kolorem z kryształkami soli.

Działanie: Producent zaleca dwa rodzaje stosowania mydła. Jako zwykły produkt do mycia twarzy oraz jako peeling – w przypadku zostawienia produktu na twarzy na kilka minut.

Niektórzy błędnie określają produkt peelingiem enzymatycznym, jednak zauważcie, że w produkcie nie ma owocowych enzymów, aby móc go tak nazwać. Produkt jest mocno zasadowy i na tym polega jego keratolityczne działanie. W związku z tym, zaraz po użyciu produktu należy użyć toniku lub hydrolatu aby wyrównać pH skóry.

Czarne mydła są dla mnie za mocne do codziennego mycia twarzy, dlatego używałam go wyłącznie jako peelingu. Nabierałam go na dłonie i spieniałam z odrobiną wody i taką białą pastę zostawiałam na skórze na kilka minut. Po użyciu skóra była oczyszczona, niestety za każdym razem również odwodniona, a doprowadzenie jej do ładu zajmowało mi kilka dni 🙁 Nie wiem czy to kwestia soli czy detergentów – niestety produkt kompletnie mi nie służył i dość szybko puściłam go w świat.

Nie wiem czy wspominałam, ale jestem fanką czarnych mydeł i mojego ulubionego firmy Nacomi zużyłam już wiele opakowań. Niestety tym razem miłości kompletnie brak.

Posumowując przygodę z tymi kosmetykami mamy love-hate relationship. Błoto love, mydło hate, niedługo część druga z recenzją produktów myjących marki.

Znacie markę White Flower? Używacie? Co sądzicie o tych polskich kosmetykach z morza martwego?

G.

Powrót do góry