Ochrona przeciwsłoneczna dla cery normalnej i mieszanej.
Lato już w pełni, więc najwyższa pora na recenzję kosmetyku z filtrem.
Bardzo cenię profilaktykę przeciwstarzeniową, staram się nie rozstawać z filtrami przez cały rok. Tak jak zimą, wystarczy SPF 30, tak latem SPF 50 to must have w naszych kosmetyczkach.
Przyznam osobiście, że bardzo ciężko jest mi znaleźć krem odpowiedni dla mojej kapryśnej cery. Kupiłam go całkiem spontanicznie i właściwie przypadkiem. Weszłam do apteki po próbki kremów z filtrem, jednak przy kasie moją uwagę przykuła cena – 39.99. Uznałam to za świetną cenę, jak na produkt firmy Avene, więc postanowiłam zaryzykować 🙂
Czy słusznie?
Emulsja „Suchy dotyk” Avene SPF 50+
Bardzo wysoka ochrona skóry wrażliwej, ultralekka konsystencja, wodoodporny, hipolaregiczny, bez parabenów – oto niektóre z obietnic producenta.
Zacznijmy jednak od podstaw, czyli od wytłumaczenia co w ogóle jest ten SPF?
SPF – czyli wskaźnik ochrony przeciwsłonecznej. Wartość liczbowa filtra, mówi nam, jak długo możemy przebywać na słońcu, bez poparzeń.
Bez żadnego filtra, bezpieczni jesteśmy przez ok. 15 minut. SPF to wielokrotność tego czasu, tzn – w przypadku SPF 10 – jesteśmy chronieni przez 150 minut. W przypadku SPF 50, teoretycznie powinno być to aż 12,5 godziny.
Dlaczego tylko teoretycznie? Aby krem z filtrem, mógł działać skutecznie, aplikację powinniśmy powtarzać co dwie godziny. Zaaplikowana warstwa kremu powinna również być dość gruba – zalecana ilość to 1 mg/1cm2 skóry. W przypadku twarzy – wychodzi to ok. łyżeczki. Przyznajcie kto nakłada tyle kremu?
Nie testowałam kremu podczas kąpieli słonecznych (i morskich), tylko podczas normalnych dni roboczych, w mieście. W takim przypadku – jedno, poranne zastosowanie wystarczy, by chronić nas przed zgubnymi skutkami promieniowania słonecznego w drodze do pracy i z powrotem.
Jak sprawdziła się emulsja Avene?
Producent wspomina o ultralekkiej konsystencji i „suchym dotyku” – no cóż, ta konsystencja do najlżejszych nie należy, posiadacze tłustej skóry raczej się nie dogadają z tym preparatem. Suchy dotyk? Na mojej twarzy zostawia lekko tłustawy film, ale nie przeszkadza mi to tak bardzo. Porównując jednak jego konsystencję z przeciętnym kremem z wysokim filtrem, jest ona zdecydowanie lżejsza, rzadsza i mniej tłusta. W chłodniejsze dni, jest nawet czasem za lekka i zbyt tępa, nakładam wtedy na wchłoniętą emulsję, cienką warstwę kremu MIYA, którego obecnie używam. Kosmetyk ten składa się w dużej mierze z filtrów fizycznych, którym jest wszystko jedno w jakiej kolejności je nałożymy, jednak ze względu na obecność filtrów chemicznych – nakładamy go zawsze przed kremem!
Największym plusem produktu jest fakt, że nie bieli!
Emulsja nie zapycha, nie zauważyłam aby powodowała zaskórniki. Niestety nie matuje, przyspiesza przetłuszczanie skóry, przez co makijaż jest mniej trwały.
Zapach produktu jest bardzo typowy dla tej grupy produktów. Pachnie po prostu jak krem z filtrem 😀
Jestem również wielką fanką opakowania. Świetne połączenie miękkiej tuby z higieniczną pompką typu airless, dzięki której nie grozi nam wylanie na rękę zbyt dużej ilości kremu, zawsze wyciskamy go dokładnie tyle, ile potrzeba.
Podsumowując, jest to dobry kosmetyk, jak za tą cenę (mówię o promocyjnej cenie 39,99). Chroni przed promieniowaniem, nie powoduje powstawania zaskórników, nie bieli, nie tworzy supertłustej warstwy na twarzy. Jednak mam poczucie, że to dla mnie za mało.
Czy kupię ponownie? Może kiedyś.
Na razie, chciałabym kupić i dokładnie przetestować Matujący krem Ideal Soleil od Vichy, którego zużyłam kilka próbek i oczarował mnie swoją lekkością i właściwościami matującymi.
A Wy? Stosujecie kremy z filtrem codziennie? Jakie są Wasze ulubione?
G.